Whiteout
Śnieżyca
Scenariusz: Greg Rucka
Ilustracje i liternictwo: Steve Lieber
Okładka: Frank Miller
Ilustracje stron tytułowych rozdziałów: Matt Wagner, Mike Mignola, Dave Gibbons, Steve Lieber
Logo na okładce: Monty Sheldon
Posłowie: Greg Rucka
ONI Press, 1999
(pierwotnie Whiteout ukazał się jako czteroczęściowa miniseria, poniższa recenzja opiera się na wydaniu zbiorczym)
Antarktyda. Dno świata. Przy wietrznej pogodzie odczuwalna temperatura spada poniżej 100 stopni Celsjusza. Lód, śnieg, zawieje, wysokie ciśnienia, morderstwa. To ostatnie sprawia, że szeryf Carrie Stetko ma zaledwie dwa tygodnie na znalezienie sprawcy i motywu zbrodni. Dwa tygodnie, podczas których nieznajomi okażą się przyjaciółmi, a przyjaciele wrogami, jej życie zawiśnie na włosku oraz poniesie niemożliwe do zrekompensowania straty. Zarówno fizyczne, jak i psychiczne.
Whiteout Rucki jest czarnym kryminałem, w którym rolę czerni zastąpiła biel. Wokół głównej bohaterki pojawiają się kolejne postaci, których motywy są cokolwiek wątpliwe, a ich zachowanie nierzadko sugeruje posiadanie nieczystego sumienia. Okaże się zresztą, iż faktycznie, duża ilość podejrzeń jest uzasadniona. Wynikiem ich sieci jest intrygująca, sprawnie prowadzona fabuła. Opiera się ona na, oczywiście, klasycznym motywie kryminalnym. Doszło do morderstw, następuje więc sekwencja szukania sprawcy/ów i motywu. Każdy dobry kryminał, aby był czymś więcej, aniżeli tylko kolejną opowiastką z serii zbrodni i kary, musi posiadać też wyrazistą postać pierwszoplanową. Greg Rucka nie zawodzi również i w tym przypadku, a może nawet tworzy ciekawszą bohaterkę niż samą fabułę. Carrie Stetko, została przeniesiona na Antarktydę, gdy zabiła podejrzanego przestępcę. Nie mogła znieść jego zaczepek, nawiązań do gwałtów, które skończyły się poturbowaniem drugiego policjanta i próbą zgwałcenia jej samej. Oprócz tego jej mąż umarł niecały rok po ślubie na raka. Po przejściu takich traum musi zmierzyć się ze spiskiem, mordercami i fałszywymi przyjaciółmi.
Walka jest tym trudniejsza, iż odbywa się w nieprzyjaznym terenie. Pod wieloma względami można powiedzieć, i nie byłoby w tym przesady, że lód i pogoda są równowartościowymi bohaterami Whiteout. Mróz, wiatr i pokrywa lodowa stanowią nierzadko większe wyzwanie niż starcie z zabójcą. Czynią większe szkody, niszczą psychikę i ciało. Rucka, jak i Lieber, doskonale odwzorowali nieludzkie warunki, jakie tam panują. Nawet jeśli nie są one realne, to na pewno są realistyczne. W połączeniu z narracją Stetko, opisującą nierzadko swe otoczenie, wyłania się niepokojący obraz zarówno niszczycielskiej pogody, jak i niszczycielskich ludzi.
Komiks niestety nie oferuje tak dogłębnego studium psychologicznego, jakie mógłby zaprezentować. Oczywiście, nie oczekiwałem głębokiej analizy wpływu Antarktydy na ludzki umysł. Wątek ten nie może jednak być pominięty w tego typie fabule. Rucka wykorzystuje go do pewnego stopnia, lecz wciąż mógł zagłębić się w temat nieco mocniej. Ostatecznie jednak, nie można mieć do strony fabularnej większych zastrzeżeń. Wady nie są w tym co jest, tylko w tym, czego nie ma. Nie ma trochę bardziej zagmatwanej historii, skomplikowanej zagadki kryminalnej i gęstszej atmosfery zagrożenia.
Wizualnie nie można mieć większych uwag. Lieber zaprezentował minimalistyczne, lecz równocześnie realistyczne rysunki, które doskonale odbijają zimno kontynentu i charakterów. W połączeniu ze scenariuszem Rucki, Whiteout jest bardzo dobrze skonstruowanym komiksem, który potrafi trzymać w napięciu, posiadając także wyraziste postaci.
Whiteout – Melt
Śnieżyca - Odwilż
Scenariusz: Greg Rucka
Ilustracje i liternictwo: Steve Lieber
Przedmowa: Brian Michael Bendis
Posłowie: Steve Lieber
ONI Press, 2000
To, czego brakowało w pierwszym spotkaniu z Carrie, mogłoby znaleźć się w drugim. Niestety nowy wątek, tym razem polityczno-szpiegowski, pozostawia spory niesmak. Historia jest nieskomplikowana, oprócz Stetko, jest tylko jedna postać wyróżniająca się. Melt cierpi na ogromne ilości niewykorzystanego potencjału. Kontakty amerykańsko-rosyjskie są ograniczone do minimum. Przyjaciel protagonistki pojawia się tylko w jednej scenie, specnaz składa się z papierowych postaci, które giną nim mamy okazję lepiej je poznać. Kwestia niedoskonałości tyczy się całości fabuły, w jakiej pojawia się zaledwie jeden wątek pogoni za wrogiem, na dodatek kończy się w momencie ich odnalezienia. Punkt kulminacyjny przechodzi bez emocji, nawet kwestia zarysowanych relacji między Carrie a jej rosyjskim współpracownikiem jest prosta i przewidywalna.
Poza tym Carrie zmiękła. Przyjmuje zlecenie, któremu nie jest chętna, ma ochotę na seks, również jej finalna decyzja jest przejawem zbytniej uczuciowości z jej strony. W Whiteout jej relacje z brytyjską szpieg miały niemal delikatne naleciałości homoseksualne. Nic wyrazistego, raczej w stylu „relacji homoseksualnych” w oryginalnym Star Trek. Tutaj Carrie staje się szablonową postacią. Choć trzeba przyznać, iż scena zbliżenia seksualnego jest najlepsza w całym komiksie. Nie dzieje się tak bynajmniej z powodu zawartości erotycznej, lecz w połączeniu z kadrami skupiającymi się na okaleczonej dłoni Stetko zbliżamy się do lekkiego fetyszyzmu. Dość intrygujący dysonans w scenie uczuciowej.
Poza tym jednak, prócz widocznego postępu w ilustracjach Liebera (największa zaleta komiksu), kontynuacja Whiteout jest krokiem wstecz. Nie intryguje, nie zapada w pamięć. Szkoda, że Melt tak zawodzi w spełnieniu oczekiwań pozostawionych przez poprzednika. Dlatego też tak krótko o komiksie piszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz